środa, 16 lipca 2014

Chapter Three "Let it land"



WAŻNA NOTATKA POD ROZDZIAŁEM! POROSZĘ PRZECZYTAJ! 
DEDYKUJĘ TEN ROZDZIAŁ: Hariet i mojej żonie Lady Shadow

„Stoję tu, czekam, na co ja czekam?
Rozważam nad tym co zniszczyłam.
Nie chcę by to mnie trzymało, nie mogę tego utrzymać.
Stoję tu, czekam, dlaczego nie mogę tego zrzucić?
Rozważam nad tym za czym gonię.
Wszystko wypada mi przez palce,
Teraz pozwolę, pozwolę żeby to opadło.

Więc gdzie mogę się teraz udać, bez zapuszczania się za daleko?
I jak tam wrócić, kiedy nie wiesz nawet gdzie jesteś?
Bo wszystko co wiemy, to wszystko czego się nauczyliśmy.
I wszystko czego nienawidzimy kupiliśmy z życiem.
I za każdym razem pytam się dlaczego.
Więc miej otwarty umysł,
Ale zawsze trzymaj buzię na kłódkę.
Schowaj to jeśli jesteś smutny.
Zawsze podnoś brodę do góry.
Nieważne gdzie upadnę,
Bo i tak nie mogę się z tym pozbierać.
Muszę pozbierać się, jeśli nie ma nikogo, kto mnie złapie”

Moje wątłe ciało leżało w tej chwili na tylnym siedzeniu samochodu. Nie miałam kompletnie na nic siły, te kilka nieprzespanych nocy jednak dało o sobie znać i to, jednym z nieprzyjemnych sposobów. Moja głowa pękała, oczy były przekrwione, a pod nimi, mocno wyróżniała się fioletowa opuchlizna. W tym momencie, wyglądałam pewnie jak gdybym świeżo wstała z martwych, tak jak w nocy żywych trupów, tyle, że nie miałam rozwalonej czaszki i nie miałam ochoty na czyiś mózg.
            Prowadził John, a Tom, choć się do mnie nie odzywał, pewnie z powodu mojej decyzji, postanowił jechać, prawdopodobnie tylko dlatego, żeby nie był to Daniel. Tommy, ja i każdy wiedział, że Dan nie wróciłby z powrotem do domu i wielmożny John straciłby nie tylko wokalistkę, ale i perkusistę.
Pewnie chłopaki już skreślili mnie na dobre, nawet naszą przyjaźń, bo wyjeżdżam tydzień przed konkursem kapel, ale nie mogę nic poradzić, nie mogę nic poradzić, że to wróciło , że to znów mnie nęka. Mogą mnie winić, ale nie przeżyję z myślą, że przyjaciele mnie nienawidzą.
“Czy kiedykolwiek byłeś sam w nocy
Zdawało ci się, że słyszysz kroki,
Obróciłeś się wokół i nie było nikogo?
Przyspieszasz wtedy kroku.
Z trudem znowu spoglądasz dookoła,
Bo jesteś pewien, że ktoś tam jest.”

Samochód powoli zwalniał, przy czym moje serce biło coraz szybciej, a rozpościerający się widok budynku, który nie zmienił się przez ten czas, wcale nie pomógł mi opanować drżenia rąk. Szare ściany w jego wyższych partiach obchodziły z farby, a kraty w oknach były mocno pordzewiałe.
            Mimo, że Tom i Johnny nie odezwali się, ja postanowiłam przełamać niszczącą mój mózg ciszę.
- Chłopaki to nie tak, że jestem uwięziona. – zaczęłam wolno - Mogę wychodzić, nie jestem ograniczona do oddziału – czarne włosy Johna poruszyły się niespokojnie razem z jego głową spoglądając w lusterko.
            Z tego co zdążyłam zauważyć, moje słowa trochę ugasiły jego płomienną złość.
Tom wymienił z nim spojrzenia, a ja z zażenowania przeczesałam włosy palcami.
- Jeśli mnie nie znienawidziliście – mruknęłam biorąc głęboki wdech – to mogę z wami zagrać na konkursie i nikt nie będzie miał z tym problemu. Znam tam wszystkich.
            Czarnowłosy odwrócił się do mnie trochę zbyt chaotycznie. Oczy Toma były skierowane na mnie, a w nich iskrzył mały płomyczek nadziei.
- Rose nigdy nie mógłbym cię znienawidzić po tym co dla nas zrobiłaś…
____________________________________ 
Cóż wiem, że nikt tego nie przeczyta, ale co mogę poradzić? 
Z grubsza mówiąc chciałam wam bardzo podziękować za ponad 1000 wyświetleń. Wiem, że pierwsze rozdziały opisujące po trochu fabułę nie są zbyt ciekawe, ale doceniam to, że ktoś to czyta :)
I ja tez mam nadzieję, że wy tez docenicie to, że spędziłam kilka godzin mysląc nad dalszym rozwinięciem się i zwrotach akcji.
Ostatnio przyłapuję się na myśleniu, żeby przestać, ale po chwili moja żona wybija mi ten pomysł z głowy, więc może i wy wypalicie go doszczętnie z moich myśli?
 Naprawdę wiem, że ciężko się to czyta, nie jestem profesjonalistą...
PS- Anonimki podpisujcie się ja nie gryzę :)


wtorek, 8 lipca 2014

Zwiastun

Ave legiony sława i chwała! Cześć wszystkim  no więc dziś męczyłam się ze zwiastunem i oto jest xD

Hesus to jest okropne xD

czwartek, 3 lipca 2014

Chapter Two "Masz mnie"




Dedykacja dla mojej Lady Shadow <3
Mam nadzieję, że wiecie, iż kursywa oznacza wspomnienie :) 

„Nie chcę wysłuchiwać twoich smutnych piosenek
Nie chcę czuć twego bólu
kiedy przysięgasz, że to wszystko moja wina
Ignorancja to twój nowy najlepszy przyjaciel
Bo wiesz, że nie jesteśmy tacy sami
Kiedyś trzymaliśmy się razem
Pisaliśmy swe imienia krwią
Traktujesz mnie jak kolejną obcą osobę
Cóż, miło mi pana poznać,
Myślę, że już pójdę, będę szła swoją drogą do wyjścia
Ignorancja to twój nowy najlepszy przyjaciel
Jestem tylko człowiekiem, mam w sobie szkielet
Ale nie jestem czarnym charakterem
Nazywaj mnie zdrajcą
Ale dla mnie to ty zawsze nim będziesz
Powiedziałeś, że zostaniesz, powiedziałam, że poczekam
Powiedzieliśmy te wszystkie słowa na próżno
Wciąż przypominam sobie ten gorzki smak
Sądzę, że niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają
I wtedy myślę o wczoraj
I każdej obietnicy, którą złożyłeś
Nigdy nie myślałam, że będę
Tą, którą zniszczysz
Ale będę walczyć do dnia, w którym świat przestanie się obracać
I oni zmienią się w prochy, ja wciąż będę płonąć
Ale tej nocy potrzebuję, żebyś mnie ocalił
Jestem zbyt blisko załamania, widzę światło
Stoję na krawędzi mojego życia”

-Ja tak nie mogę, Daniel-Stwierdziłam,  zakrywając policzki podrażnione przez łzy.-Muszę tam wrócić. Muszę, choćbym przez wspomienia miała zdechnąć.
Mój stan był bliski panice i nie powiem żeby uspokajał mnie fakt, że brązowooki chłopak z wielkim żalem wypisanym na twarzy trzymał moje ramię. Nie potrzebuję żalu. Potrzebuję przyjaciela, który nie odwróci się ode mnie tak jak poprzedni. Nie oczekuję, że zrozumie wszystko, ale chociaż trochę.
            Chłopak opiekuńczo przyciągnął mnie do swojej piersi i cicho szeptał w moje włosy.
-Będzie dobrze Rosie-odgarną  czerwoną kaskadę z mojej twarzy. Z resztą, były już mokre, i jego wzrok spotkał moje przekrwawione oczy.-Masz mnie.


„-Masz mnie Rosie-mruknął blondyn i próbował przysunąć się bliżej, ale ja zrobiłam krok w tył.
Byłam przerażona tym, że mogę zrobić mu krzywdę. Moje myśli jeszcze nie wróciły do prawidłowego stanu. Ataki które zdarzały mi się dość często mogły zagrażać tym, którzy byli bliżej mnie,  niż w tej chwili powinni. Nie panowałam nad sobą, bałam się tego, że część mnie chciała wtedy złapać go za szyję i dusić, aż jego twarz nie zrobiłaby się blada i sina jak twarz nieboszczyka.
On znając zagrożenie, nie odsunął się, wręcz przeciwnie, przytulił mnie najmocniej jak tyko potrafił.
-Nie możesz trzymać mnie za rączkę całe życie-powiedziałam powoli i tak bardzo się jąkałam, by tylko siedzieć w bezruchu i uspokoić się
            W tedy on wyszeptał tylko:
-Mogę spróbować…”


-Jeśli chcesz wracać-dokładnie zlustrował moją twarz szukając najmniejszego znaku sprzeciwu-To jadę z tobą.


„Ale będę walczyć do dnia, w którym świat przestanie się obracać
I oni zmienią się w prochy, ja wciąż będę płonąć
Ale tej nocy potrzebuję, żebyś mnie ocalił
Jestem zbyt blisko załamania, widzę światło
Stoję na krawędzi mojego życia”

            Nie mogłam nawet wydusić słowa. Moje płuca były tak ściśnięte, a moje usta suche i spierzchnięte, że wydałam z siebie chrzęszczący i przerażający dźwięk przypominający skowyt jakiejś piekielnej bestii.
-Wiem, że myślisz, że to duży krok dla mnie-Westchnął spokojnie-Ale tak nie jest. Jedyne co musze zostawić, to wspomnienia.
            Jakby sama jego propozycja niewystarczająco zadźgała moje sumienie zardzewiałym sierpem. On tu ma kochającą matkę i siostrę, ma przyjaciół, ma wszystko, czego mi w życiu zabrakło, dlatego nie mogę być egoistką. Nie mogę zabrać go im wszystkim, tylko po to by posmakować trochę szczęścia. Nie chciałam ryzykować nienawiści ze strony bliskich Daniela, ale nie chciałam też nienawiści z jego strony.
-Nie możesz-zaczerpnęłam głęboki oddech, by opanować drżenie głosu.-Nie możesz jechać, bo masz tu życie Dan. Masz rodzinę, przyjaciół i wszystkich innych, którym na tobie zależy.-Chłopak zmarszczył brwi i intensywniej mi się przyglądał-Więc, do cholery, Daniel. Nie możesz jechać.
            Brązowooki cofnął się krok do tyłu, odwrócił i oparł o biały parapet okna.
-Czego nie robi się z miłości?-Wyszeptał tak cicho, i pewnie z nadzieją, iż jest to przeznaczone tylko dla jego własnych uszu i  nikogo więcej. Ale ona, choć nie powinna, też to usłyszała…
_______________________________
No więc tak oto co mam do powiedzenia:
-Dziękuję za tą masę komentarzy pod pierwszym rozdziałem. Zaskoczyliście mnie tym tak bardzo, że cały dzień trułam o tym bratu (tak to ja...tego nie ogarniesz)
-Fraza z "zardzewiałym sierpem" wzięta z dzisiejszej konwersacji z Lady Shadow
-Dziś tyle razy nakrzyczałam na brata, ile chyba jeszcze w życiu nie nakrzyczałam i Lady Shadow jest tu moim świadkiem
-Nie chcę, żeby to wyglądało jakbym wymuszała komentarze, ale to jednak daje pewnego rodzaju motywację i człowiek dzięki temu wie, że robi coś co innym się podoba.
 
 

HASHTAG?

HEJ LUDZIE :) MIŁO MI, ŻE SIĘ WAM PODOBA I NIE SPODZIEWAŁAM SIĘ TYLU KOMENTARZY. NAPRAWDĘ ROBI SIĘ CIEPŁO NA SERDUSZKU KIEDY TO SIĘ CZYTA I CZUJESZ, ŻE ROBISZ COŚ DOBRZE. NO WIĘC NIE PRZECIĄGAJĄC POSTANOWIŁAM ZROBIĆ HASHTAG(tak hashtag to fraza z "#"). NA TT MOŻECIE PISAĆ SWOJE WRAŻENIA Z DOPISKIEM
Możecie być pewni, że będę czytała wszystko co się tam znajdzie c:
No nic, chciałam jeszcze powiedzieć, jak bardzo wam dziękuję <3

środa, 2 lipca 2014

Chapter One

Rose usłyszała odgłosy cięcia, szmery i inne hałasy i ośmieliła się otworzyć oczy, których ojciec zakazał jej otwierać. Odwróciła się i ujrzała go, stojącego z podniesioną ręką i twarzą w szkarłatnych plamach, nie dostrzegła sierpa- ale zobaczyła leżącą na ziemi Emily. Zobaczyła, że różowa bluzka siostry pochlapana jest krwią. A potem zorientowała się, że Kirk także leży na ziemi.
-Tato?-pisnęła zduszonym głosem.
Tato posłał jej spokojny, pewny siebie, radosny uśmiech.
Wtedy właśnie zrozumiała, że chce ją zabić.
Poczuła, jak ogarnia ją absolutne przerażenie. Powoli i chwiejnie podniosła się z kolan i zaczęła oddalać. Krople deszczu zacinały ją w twarz, kapały z rzęs i spływały po policzkach. George zbliżył się do niej z wciąż podniesioną ręką.
-Rose? Rosie?-odezwał się miękko, tak jakby śpiewał kołysankę.-Słuchasz mnie, moje dziecko? Kocham Cię. Musisz zostać ocalona! Nie możesz zostawić Kirk'a i Emily samych. Musisz zostać ocalona, moja piękna córeczko.
Opuścił rękę, bardzo szybko, i coś otarło się o jej ramię. Poczuła kłujący ból, niczym od ukąszenia pszczoły, ale dopiero kiedy dotknęła bolącego miejsca ręką i poczuła pod palcami ciepły, lepki strumień, zrozumiała, co takiego zrobił jej ojciec. George ponownie uniósł rękę i tym razem spojrzawszy w górę ujrzała sierp. Chciała do niego przemówić, chciała poprosić, aby tego nie robił. Była przecież jego Rosie. Była pierwszą i najdroższą córeczką taty! Ale nie potrafiła znaleźć słów, żeby mu to wyjaśnić.Miała zbyt zaciśnięte gardło i klatkę piersiową i sparaliżowany strachem umysł.
Zamiast próbować go przekonać, odwróciła się i rzuciła do ucieczki. Nie myślała, dokąd biegnie. Wiedziała tylko, że jeśli chce przeżyć, musi biec tak długo, aż ojciec nie zdoła dotrzymać jej kroku.
-Rose!-zawołał za nią.-Rose, wracaj tutaj!
Zniknęła w łanie pszenicy. Kłosy smagały ją po kostkach, deszcz zacinał po twarzy. Słyszała uciekające we wszystkich kierunkach zwierzęta-myszy, szczury, zbożowe monstra. Normalnie bała się ich, ale nie dzisiaj. Dzisiaj musiała uciekać. Musiała uciekać, choćby przyszło jej przebiec bez zatrzymania całą drogę do domu.
Pędziła, potykała się na kolejnych bruzdach. Miała podrapaną twarz, a do sandałów powpadały jej kamyki i grudy ziemi. Wiedziała, że ojciec jest bardzo blisko. Słyszała jego ciężkie chrzęszczące kroki, ścigające ją niczym postać ze złego snu. Niczym Zielony Wędrowiec, który wali bez ustanku do twoich drzwi. Słyszała jak ojciec łapie kurczowo oddech, woła i prosi:
-Nie możesz zostawić swojego brata i siostry samych, Rose! Oni cię potrzebują!
Była tak przerażona, że prawie zapomniała, jak się biegnie. Kusiło ją, żeby się zatrzymać, paść na kolana i pozwolić mu zrobić to, co zamierzał. Ale widziała tyle krwi, widziała zaciśnięte pokrwawione palce swojej siostry i wiedziała ponad wszelką wątpliwość, że Emily jest martwa i Kirk prawdopodobnie także. Miała przerażającą pewność co do tego, że jeśli ojciec ją dogoni, ona zginie również, i dlatego własnie nie zwalniała kroku.
Za zalanymi deszczem okularami widać było wytrzeszczone jak u królika oczy.
Rose zbliżała się do szosy, niedaleko miejsca, w którym stał zaparkowany ich samochód. Popołudnie było tak mroczne, że trudno było powiedzieć, gdzie kończą się pola pszenicy, a gdzie zaczyna niebo. Deszcz uderzał w asfalt pod ostrym kątem tak, że nad szosą unosiła się przypominająca niekończącą się procesję duchów wodna mgiełka.
Rose obróciła się tylko raz, żeby zobaczyć jak bardzo zbliżył się do niej ojciec. George uniósł w górę obie ręce.
-Rosie! Rosie!-zawołał.-Nie wiesz, co robisz, kochanie. Nie wiesz, jaki cię czeka los!
Nagle zaczepił nogą o kępę trawy, potknął się i padł na jeno kolano. Podnosząc się zobaczył mrugające w oddali światło-krótki jasny błysk samochodowych reflektorów. Rosie też je zobaczyła i zaczęła rozpaczliwie machać chudymi ramionami.
To była brązowa półciężarówka El Cammino, podskakująca w górę i w dół na nierównej powierzchni. Rosie wrzeszczała teraz wściekle, wymachując ramionami i pędziła tak szybko, jakby sam Szatan, jakby Śmierć we własnej osobie siedziała jej na karku. George wołał za nią świszczącym głosem, kręcąc nad głową sierpem, który świstał i zawodził podobnie jak on.
-Rosie! Zaczekaj, Rosie! Zaczekaj, kochanie!
Ale Rose ześlizgnęła się po osypującym się, błotnistym nasypie i wybiegła na drogę. Kierowca półciężarówki musiał ją zauważyć, ponieważ samochód zwolnił i zatrzymał się. Otworzyły się drzwi od strony kierowcy. George przeskoczył kilka ostatnich rozpadlin, ześlizgnął się z nasypu i wybiegł zdyszany i spocony na asfalt, zaciskając w dłoni zakrwawiony sierp.
Rose omal nie zderzyła się z przednimi drzwiami. Kierowca, który wysiadł z samochodu, wyciągnął lewą rękę i przyciągnął ją obronnym gestem do siebie.
Wysoki i chudy, miał białe włosy, okulary i zielony płócienny płaszcz. Objął Rose ramieniem i George spostrzegł podchodząc bliżej, że na jego twarzy maluje się wyraz bezwzględnej determinacji. George zobaczył też siedząca na miejscu pasażera żonę kierowcy: chuda i białowłosą.
-Niech pan się cofnie!-krzyknął starzec.-Słyszy mnie pan? Niech się pan cofnie.
-To moja córka-zawołał George, podchodząc ostrożnie, krok po kroku, coraz bliżej-To moja córeczka.
Rozłożył szeroko ręce, żeby pokazać, że jest niewinny i nie ma złych zamiarów. 
-Nie chce wiedzieć, kim pan jest, proszę pana, ani co chce pan zrobić-powiedział stary-Szeryf się tym zajmie.
-Niech pan nie dotyka mojej córki!
-Nie mam mowy, proszę pana. Ta mała panienka pojedzie z nami.-George powoli i zdecydowanie pokręcił głową.
-O nie-stwierdził cicho, tak cicho, że starszy mężczyzna z początku nie usłyszał.- O nie, ta mała panienka musi być zbawiona.
-Nich się pan cofnie!-krzyknął siwowłosy starzec popychając Rose na przednie siedzenie ciężarówki. George podchodził bliżej, coraz bliżej i w końcu się zaledwie pół metra od kierowcy. Krople deszczu spływały po jego policzkach i zwisały niczym diamentowe kolczyki z płatków jego uszu. Przyjrzał się staremu.
-Philip-zawołała  niespokojnie żona starego.-Nie chcemy nikogo denerwować.
George podniósł sierp i przysunął go staremu do twarzy.
-Zgadza się, Philip-powiedział.-Nie chcemy nikogo denerwować-Powoli uniósł ostrze i zdjął nim krople deszczu, która zwisała mężczyźnie z nosa- Co ty na to Philip? Co powiedziałbyś na małą darmową operację plastyczną Mógłbym oderżnąć ci ten stary brzydki nochal, zanim powiedziałbyś Śmierć.
George miał zamiar coś powiedzieć, ale przerwał mu głośny, przenikliwy, skrzypiący głos. Wybałuszył oczy i zerknął na ciężarówkę.
-Co to, u diabła, było?
-Nic. Nic takiego.
-Nic z pewnością nie skrzeczy jak wcielony diabeł.
Stary wzruszył ramionami.
-To tylko świnie. Dwa wieprze, które wiozę do swojego kuzyna.
George podszedł do samochodu i oparł łokcie o skraj skrzyni, trzymając sierp wysoko, tak żeby wieprze mogły go zobaczyć. Oba znajdowały się w stanie, bliskim histerii.
-Słyszałem, że jeśli spojrzysz w oko świni, może zobaczysz jak prędko umrzesz.-Mruknął George już będąc bliżej starego.
-Proszę pana...-odezwała się ze środka samochodu żona kierowcy.
George ją zignorował.
-Spójrz w oczy świni, Phil.-powiedział.
-Co takiego?
-Spójrz jej w oczy. Zobaczysz kiedy umrzesz.
Philip zawahał się. Wiatr zaczął wiać jeszcze mocniej. 
-Jestem przemoczony, proszę pana, a cierpię na zapalenie stawów.
-No dalej, Philip-powiedział George, popychając mężczyznę ostrzem sierpa.-Spójrz jej w oczy, mówię ci. Nie potrzebujemy kryształowej kuli, ani fusów od herbaty, Philip. Nie potrzebujemy igły.
Stary ostrożnie obrócił głowę do tyłu. Wieprze przestały już kwiczeć i kopać.
-Spójrz jej w oczy-powtórzył.
Mężczyzna wyciągnął szyję w stronę dwóch wieprzów. Jeden z nich przestał się szarpać i stanął nieruchomo. Od oka w zaokrąglony sposób odbijały się wszystkie detale-bok ciężarówki, strugi deszczu i postać chudego mężczyzny, który we własny odbiciu szukał jakiegoś magicznego znaku, że zostanie mu udzielona  łaska.
Odbił się w nim również zakrzywiony błysk sierpa-niczym wschodzący na przyśpieszonym filmie księżyc w nowiu.
Stary obrócił się na ułamek sekundy, zanim George opuścił ostrze i zdołał jeszcze podnieść rękę, żeby się zasłonić. Sierp uciął mu cztery palce, a potem wbił się w lewą stronę twarzy, odrąbując mu górną część ucha, większość policzka i gruby szkarłatny kawałek wargi.

 Podniosłam się do pozycji siedzącej ciężko oddychając łapałam się za gardło. Tylko nie to, nie panikuj. Wspomnienia z przed 8 lat znów wracają... Tylko czy ja przez nie tez muszę wrócić?
Czy znów będę musiała tam siedzieć i nic nie robić, znów kłamać wszystkich, że czuję się dobrze, że jedyna osoba, która po tym wszystkim mi pomogła, tak po prostu wyjechała? Może było to trzy lata temu, ale ja nie mogę zapomnieć. Nie mogę zapomnieć o jego malinowych ustach, o jego słodkim śmiechu, którego słuchając śmiejesz się i ty, o tych dołeczkach i o tym co dla mnie zrobił. Wyzwolił mnie z żaru wspomnień. Był moją pigułką na ból.
 A kiedy tak bez żadnego żalu wyjechał, tak na prawdę to nawet nie wiem gdzie, wszystko wróciło-ból, strach, smutek, pustka, zawroty głowy, stany lękowe. Nie dziwię się, że na dwa lata byłam uwięziona w 'więzieniu dla psycholi'. Chociaż po roku spędzonym tam powinni mnie wypuścić, ale zostałam tam z własnej woli o rok dłużej. Bałam się, że kiedy wrócę do normalnego życia, wspomnienia też wrócą. I tak się stało. Wróciło. Wszystko, wróciło i dlatego ja też muszę...
__________________________
Dobra to jak wam się podoba? Wątek zapożyczony z pierwszego rozdziału "Ciało i krew" G. Masterton'a i powiem wam, że pisałam to cholerstwo 3,5h. Nie sprawdzałam interpunkcji. gdyż tak chce mi się spać, że zaraz padnę twarzą w klawiaturę, ale mniejsza. No więc tak 
-Namęczyłam się
-Specjalnie licytowałam się z mamą, aby dostać komputer
-Co chwila przylatywał mój brat i coś mi mruczał i pokazywał, prościej mówiąc po prostu mnie wnerwiał
- Musiałam przetrwać 4 godziny kopania ziemi 

Więc chciałabym, żebyście docenili to, że napisałam to coś i zostawili komentarz. Uwierzcie to motywuje człowieka.
O i jeszcze coś do anonimków [<3] Podpisujcie się skarby ;*